Sama o sobie mówi z przy mrużeniem oka - „jajcara”. Prawda jest jednak taka, że to, czym się zajmuje, potrafią zrobić tylko cztery osoby w Polsce! Pani
Izydora rzeźbi w wydmuszkach za pomocą dłuta dentystycznego. Wykorzystuje wszystkie jajka: kurze, kacze, gęsie, a nawet strusie. Jej małe dzieła stoją w domach polityków znanych z pierwszych stron gazet. Proszą  o nie również goście z zagranicy.


Jak to możliwe, że delikatna wydmuszka nie pęka?
Pani Izydora tajemnicze się uśmiecha. - Trzeba mieć do jajka ciepłą rękę. Gładkie jak alabaster, aksamitne, jednolite, chropowate... Skorupka skorupce nierówna - wyjaśnia. - Najlepsze są te gładziutkie. W chropowatych wystarczy pęcherzyk powietrza i kilka godzin żmudnej pracy idzie na marne.
Długo mogłaby wspominać dramatyczne przypadki, kiedy jej dzieła trafiały do kosza. Pół biedy, jeśli wydmuszka była cała. Wtedy dziurkę zakrywała maleńkim bursztynkiem. Często jednak z pracy nie zostawało nic.

Pani Izydora sama wychowała czterech synów, z których każdy miał kłopoty ze zdrowiem. Niczym Irena Kwiatkowska z „Czterdziestolatka” nasza bohaterka chwytała się wielu prac, aby dzieciom niczego nie brakowało. Sama jest po dwóch zawałach, ma astmę oskrzelową. Kiedy przeszła na wcześniejszą emeryturę, złapała się za głowę. Dostała zaledwie 728 złotych. - Tylko to moje  rękodzieło dodawało mi sił i energii do życia. Bo kiedy siadałam do rzeźbienia jajka czas,  bieda i smutki nie istniały - uśmiecha się pani Izydora.


Nauczyła się rzeźbić jajka przez przypadek. A dokładnie dzięki pewnemu sympatycznemu Niemcowi. Na jarmarku w Szreniawie zobaczył namalowane przez nią obrazy i stwierdził, że nasza bohaterka ma talent. Zaprosił ją więc do siebie, aby podzielić się swoimi umiejętnościami. Pani Izydora zaryzykowała i wyjechała na szkolenie do Niemiec. Po dwóch tygodniach usłyszała, że... uczeń przerósł mistrza.
- Te słowa dodały mi zapału do pracy - uśmiecha się. - Zaczęłam rzeźbić coraz więcej i więcej. Kiedy wieść o mnie się rozniosła, czasami byłam zapraszana na warsztaty.


Poszła za ciosem i zaczęła robić maski weneckie, które podobają się nawet rodowitym Włochom.
- Tuż przed Wielkanocą skupiam się jednak tylko na jajkach. Nad jednym pracuję zwykle kilka godzin. Nie ma dwóch identycznych jajek. Każde jest jedyne w swoim rodzaju - zapewnia  z dumą pani Izydora.
Jej rzeźbione wydmuszki siostra zawiozła do Brazylii, zaś znąiomi powysyłali do rodzin w Australii, Anglii i USA.

Cała Ty nr 4/2015, kwiecień 2015, tekst: B.Rayzacher